Prawdopodobnie jest wtorek, więc chyba ja.
Leoś to cudowny uczuciowy wilczur mojego zaprzyjaźnionego artysty lutnika – świętego Rafaela. Wielki Leon przepychał mnie tak, jakby chciał, żebyśmy razem potarzali się po trawie. Przytulilem tego pyszczka mocno. Był zadowolony. Lewe oko Leosia jest zbielale, a prawe butelkozielone w świetle ostatnich minut letniego słońca.
Przyjrzałem się pracy nad telecasterem, którego właścicielką będzie moja córka, ale myślę, że Ianek będzie tatulowi pozwalał na wydobycie kilku dźwięków. To mały eksperyment: mahoń z jasnym topem i dwoma kremowymi P90. Pojawi się też nutka rezonansowa. Top święty Rafael zabarwi na ciemnokrwisty (taki jak na zdjęciu) . Gryf chyba japończyk z datą 74, ale ponieważ ktoś potrzebował trocin na rozpałkę, to znacznie go odchudził. Taki z music mana, którego miałem kiedyś w rękach. Ta gitara na pewno zagra na płycie deConstruction of Bar’s bLues.
Byłem ciekawy, czy ktoś będzie mnie wspierał. Jestem ideowy, niekomercyjny i chyba nieinfantylny. Czuję, że niektórzy trzymają za mnie kciuki. Długo dojrzewałem do muzyki, ale nie wiem, czy dorosłem. Jutro coś innego popłynie z moich myśli
Dobranoc